Tytuł: W ramionach gwiazd
Autor: Amie Kaufman, Meagan Spooner
Cykl: Starbound (tom 1)
Wydawnictwo: Otwarte, Moondrive
Wydawnictwo: Otwarte, Moondrive
Tytuł oryginału: These Broken Stars
Data wydania: 2 marca 2016
Ikar, największy prom kosmiczny w całej galaktyce, rozbija się podczas
rejsu. Jedyni ocaleni to Lilac i Tervor.
Muszą zjednoczyć siły, by wrócić do domu i rozwiązać zagadkę
tajemniczych wizji, jakie zaczynają ich nękać.Wkrótce rodzi się między nimi uczucie. Jednak w świecie, z którego
pochodzą, ich związek jest skazany na potępienie. Czy mimo to nadal będą
chcieli opuścić planetę
Nie raz patrzymy w gwiazdy i zastanawiamy się
czy gdzieś tam nie istnieje inne życie. A może nie inne, takie samo
tylko lepiej rozwinięte. Czy co chwila naszej małej Ziemi nie mijają
wielkie kosmiczne poduszkowce? Czy ktoś nie odkrył już tego co tak
bardzo nas intryguje? Inne wymiary, inne światy, hiperprzestrzeń...
W
tej książce to o czym marzymy i rozmyślamy jest rzeczywistością. Major
Tarver Merendsen, 18-latek z licznymi odznaczeniami za odwagę na polu
bitwy. Młody i przystojny, w dodatku z pozycją (choć tylko pozornie, bo
naprawdę jest nisko urodzony i nikt na salony go nie wpuści) zachwyca
damy na Ikarze, na którym jest nam dane go poznać. Również na tym niezwykłym statku
poznajemy Lilac LaRoux -córkę najbogatszego i najpotężniejszego
człowieka w całej galaktyce. Oboje znajdują się na balu dla elity i od razu
zaczynamy ich shipować. No no jakże by inaczej? Zanim zacznę się rozpływać nad
wspaniałością fabuły, zwrócę uwagę na kilka schematów, które mimo
wszystko nie umknęły mojej uwadze.
Przede wszystkim Lilac jest kolejną bohaterką, która ma 16 lat i
rude włosy. Nie żebym miała coś przeciwko, uwielbiam ten kolor włosów,
ale ostatnio do jakiej książki nie spojrzycie główne bohaterki są rude.
Zaczyna mi się wydawać, że wśród pisarzy utarł się pewien schemat - ruda
bohaterka = sukces! W tym wypadku podziałało, chociaż Lilac równie
dobrze mogłaby mieć niebieskie lub zielone włosy, jej charakter nic by
nie stracił. No właśnie - kolejna irytująca bohaterka, ale do tego też
chyba trzeba się przyzwyczaić. Niby da się lubić, ale mnie szczególnie
nie zachwyciła. Mimo wszystkich akcji, całej przemiany - była taka
troszkę nijaka. Kolejna rzecz: Tarver jest oczywiście starszy i robi wszystko aby
strzec naszą księżniczkę. No i fajno. Na początku oboje są do siebie
sceptycznie nastawieni, powiedzieć że tolerują siebie nawzajem to czasem
aż za dużo. Wiadomo jednak nie od dziś, że kiedy rozbijecie się na
bezludnej planecie, gdzieś po środku kosmosu, to wcześniej czy później
coś do tej drugiej osoby poczujecie. Proste. Tak tez się dzieje.
Oczywiście było to do przewidzenia, jednak czytelnika i tak cieszy fakt
że początkowy paring nie okazał się kłamstwem.
Kiedy zdradziłam wam już podstawowe i przewidywalne elementy fabuły,
przejdę do tych dzięki którym książka jet taka niezwykła. Od początku
całość kojarzyła mi się ze "Star Wars". Kosmos, lasery, "księżniczka'' i
żołnierz, który zdobywa jej serce. Jak dla mnie raj.
Kiedy Tarver i Lilac oswajają się z myślą, że wylądowali nie
wiadomo gdzie i muszą radziś sobie sami, stwierdzają, że jedyną szansą
na wydostanie się z tej dziwnej planety (dla łatwości późniejszego
pisania nazwiemy ją PLANETĄ X) jest dotarcie do rozbitego Ikara. X
przypomina typową planetę przygotowywaną do kolonizacji, w tej fazie
powinna być pełna osad. Dookoła nie ma jednak nikogo. Tarver nie raz
stacjonował w takich miejscach i od razu wie, że coś jest nie tak.
Zaczyna się od przerośniętych drzew, dziwnych roślin i drapieżników ludojadów. Później Lilac popada w obłęd. Chwila... czy na pewno? Dla waszego dobra zostawię was z tym pytaniem.
Sami sobie na nie odpowiedzcie. Sięgając po książkę oczywiście. Zapewniam że warto.
X okazuje się niezwykłym miejscem pełnym szeptów i tajemnic. Dziwne wizje, głosy, a pod koniec coś co łamie czytelnikowi serce na pół, jednocześnie szokując jak nic wcześniej.W
życiu nie spodziewałabym się takiego obrotu spraw. Może gdyby to było
zakończenie, łatwiej bym się z tym pogodziła. Ale do końca zostało ponad
100 stron! A mi łzy ciekły strumieniami i nie byłam w stanie ich
powstrzymać. Płakałam przez Tarvera i to co mówił, przez Lilac i jej
głupotę, a w końcu przez autorki że napisały to w taki sposób i
umieściły w takim momencie. Później, nagle jakby nigdy nic wszystko
wraca, znów jesteśmy parę stron wcześniej, tak jakby wydarzenia ze strony 3**
nigdy nie miały miejsca. Nadal nie wiem jak autorki wpadły na taki
pomysł i jak udało im się go tak delikatnie i misternie wpleść w całość. Podziwiam, kocham i jednocześnie przeklinam za taką zabawę moimi uczuciami.
Jeśli
chodzi o sam sposób napisania książki to przyznaję, że jest niezwykły.
Rozdziały są opowiadane przez naszych bohaterów na zmianę, co pozwala
nam dokładnie poznać całą sytuację. Jako że podróże w czasie są możliwe,
miedzy każdym rozdziałem pojawiają się krótkie dialogi między Tarverem
(i jak można się domyślić) kimś kto go przesłuchuje. Wyglądają one mniej
więcej tak:
Budują one niesamowity rodzaj napięcia, który z kolejnymi szeptami tworzy niepowtarzalny klimat.
Książka
czaruje, zachwyca, uwodzi, szokuje i doprowadza do łez. Szczerze
powiedziawszy od dłuższego czasu czekałam na coś takiego. I dalej czekać
będę, bo zakończenie nie wyjaśnia prawie nic! Już dawno tak bardzo nie
zachwyciłam się jakąś książką i jednocześnie tak bardzo nie zirytowało
mnie zakończenie. Moje czytelnicze serduszko krwawi, a wyobraźnia
próbuję odgadnąć CO BYŁO DALEJ? W głowie mam milion pytań, a na każde
kolejne milion odpowiedzi. Czekam więc z niecierpliwością, a was
zachęcam do poznania historii Lilac i Tarvera, bo mimo utartych
schematów tworzą niecodzienną parę, która na dłużej zagości w waszych serduszkach.
Czyli co? Kolejna powieść do kupienia? Chyba tak.. Wybacz portfelu... Jeśli efekt wstrząsu był taki jak na ostatnich stronach w pierwszej części MU.. To 2 marca lecę do najbliższej księgarni ^^
OdpowiedzUsuńRecenzja bardzo zachęcająca, ale chroniczny brak czasu, nawał lektur i niestabilność emocjonalna robią swoje. Nie ciągnie mnie do książek. Źle, bardzo źle.
OdpowiedzUsuńMnie się rzucił w oczy bardziej przystojny, młody facet na dobrej pozycji i jeszcze zasłużony, w ogóle cudmiódorzeszki, niż rudowłoda bohaterka. Spróbowaliby choć raz odjąć młodego czy przystojnego. I żeby nie miał więcej odznaczeń niż lat. Przynajmniej ona nie jest szarą myszką. *oddycha z ulgą*
Lubie takie książki :) Muszę chyba się na nią skusić ^^
OdpowiedzUsuńhttp://tutajjestem-lekkomyslny.blogspot.com/