środa, 26 listopada 2014

Jej odwaga już zdążyła zmienić świat! - czyli ,,Kosołos" część 1


Kino, światła gasną, reklamy się kończą.
Wystarczyło, że zobaczyłam logo i już zaczęłam piszczeć. Może wydaje wam się to dziwne, ale kiedy odliczacie ciągle dni do premiery, śledzicie na bieżąco wszystkie newsy, macie zarezerwowane miejsca w kinie miesiąc przed premierą... Kiedy siedzicie już w fotelu, nie wierzycie i nie chcecie wierzyć, że to już. Tak samo było ze mną i z pewnością z wieloma innymi osobami.
Zacznę od akcji, bo właśnie jej w filmie zabrakło. Wiadomo, że przez pierwszą część Kosogłosa (książka) też nie dzieje się z byt wiele, ale spodziewałam się czegoś więcej. Oczywiście nie można wymagać od reżysera nie możliwego, ale mimo wszystko... Wyszłam z kina trochę zawiedziona.
Oczywiście są też pozytywy! Świetny dobór aktorów (może poza jednym wyjątkiem, ale nie będę tego komentować), charakteryzacja, scenografia.... I muzyka. Lorde <3 i The Hanging Tree w wykonaniu Jennifer to klasa sama w sobie! No właśnie, Jennifer (Katniss). Emocje,które pokazała nam na ekranie, to było coś niezwykłego. Wszyscy w kinie czuli jej smutek, gniew, rozpacz, ulgę... Wiele razy miałam ochotę krzyczeć razem z nią. To samo tyczy się Josha (Peeta). Jestem im ogromnie wdzięczna za wszystko co pokazali w tym filmie.
Jak widzicie, recenzja nie jest zbyt obszerna, bo tez nie ma za bardzo o czym pisać. Jestem wielką fanką całej trylogii i ekranizacji więc to oczywiste, że będę gorąco polecać wam film :D
Mam nadzieje, że wielu z was zobaczy Kosogłosa i podzieli się ze mną swoimi wrażeniami.

niedziela, 16 listopada 2014

,,JULIA - TRZY TAJEMNICE" Tahereh Mafi

Autor:
Cykl: Dotyk Julii
tłumaczenie: Małgorzata Kafel
tytuł oryginału: Unite Me
wydawnictwo: Wydawnictwo Otwarte
data wydania: 22 września 2014
liczba stron: 360
 
Specjalny dodatek do bestsellerowej trylogii Tahereh Mafi – nowa książka o losach Julii. Zawiera niezwykły pamiętnik głównej bohaterki, dzięki któremu dowiemy się, co poprzedziło wydarzenia opisane w pierwszym tomie, oraz dwie nowele: „Destroy Me” i „Fracture Me”.
„Destroy Me” to opowieść Warnera pokazująca, co zdarzyło się pomiędzy akcją pierwszej i drugiej części trylogii.
„Fracture Me” to historia opowiadana przez Adama, rozgrywająca się po wydarzeniach opisanych w drugiej części sagi.
 
Jak widać, książką trafiła do mnie już jakiś czas po premierze, dlatego też gdy tylko wreszcie ją dostałam, zabrałam się za nią od razu!
Książka zawiera fragment historii Julii z punktu widzenia Warnera ( <3 ), a także z punktu widzenia Adama. Na samym końcu czeka nas bonus od autorki w formie pamiętnika głównej bohaterki.
Destroy Me czytałam bardzo powoli, chłonęłam każdy rozdział, każde zdanie, każdy wyraz i każdą literę. Miałam tez sporo czasu wolnego, więc mogłam sobie na to pozwolić. Przemyślenia Warnera nieraz bardzo mnie dziwiły. Bez spojlerów, powiem tylko, że jest on zupełnie inny niż pokazuje światu na zewnątrz.
Przy czytaniu Fracture Me miałam już więcej obowiązków, pełno sprawdzianów, więc tą część tajemnicy pochłonęłam bardzo szybko, nie zastanawiając się nad głębszym znaczeniem jego przemyśleń i spostrzeżeń. 
Sytuacja znów się zmieniła gdy dotarłam do Dziennika Julii. Pełno tu poskreślanych zdań i wyrazów, pełno przemyśleń, które Julia tak rozpaczliwie chciała ukryć głęboko w sobie. Pełno tu emocji.
 
Dzisiaj zaczęłam krzyczeć.
 
Uwielbiam styl pisania Tahereh Mafi, więc czytanie tej książki było dla mnie czystą przyjemnością.
Wiele razy płakałam lub cierpiałam razem z bohaterami, chociaż nie było to opisane w szczególnie smutny sposób. Po prostu człowiek, może odczuć emocje bohaterów za co jestem ogromnie wdzięczna autorce.
Kolejna genialna sprawa to okładka. kolejny raz się w niej zakochałam i ogromnie żałuję, że nie posiadam tej książki na własność.
Jednak jak to ja, musiałam znaleźć jakiś minus. Wiadomo, że mamy poznać fragmenty historii Adama i Warnera, ale mimo wszystko - za mało Julii w książce o historii Julii. Można przymknąć na to oko, ale nie mogłam też tego pominąć w recenzji :)
Krótko mówiąc - kolejne niezwykłe dzieło autorstwa Tahereh Mafi. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś będę mogła spotkać się z jej twórczością i wszystkim gorąco polecam całą serię o Julii.

wtorek, 11 listopada 2014

,,BALLADYNA" Juliusza Słowackiego na deskach Olsztyńskiego Teatru Lalek

Reżyseria: Oleg Żiugżda
Scenografia/lalki: Walery Raczkowski
Kostiumy: Nadzieja Jakowlewa
Muzyka: Bogdan Szczepański

Balladyna Juliusza Słowackiego to sztuka powszechnie znana.  Od niedawna gości także w Olsztyńskim Teatrze Lalek.
Balladyna jest historią powszechnie znaną, więc nie będę przytaczać szczegółów. Zamiast tego, od razu skupie się na samym spektaklu.









Ponieważ jest to Teatr Lalek, w spektaklu grają aktorzy razem z kukiełkami. Moim zdaniem jest to złe połączenie. Nie można skupić się na jednej rzeczy. Tym bardziej, że kukiełki są po prostu dziwne... Był to chyba jedyny minus tej sztuki.
Sama akcja rozgrywa się bardzo szybko. Ci którzy przeczytali dramat, wiedzą, że dzieli się on na akty i sceny. Byłam pod ogromnym wrażeniem jak szybko udało im się zmieniać scenografię. Polegało to tylko i wyłącznie na przestawianiu stołów i grze świateł. Także duża rolę odgrywała muzyka. Nie rozumiem tylko w jakim celu na początku i końcu sztuki, słyszymy Tańczące Eurydyki Anny German. Myślę, że bez rozmowy z reżyserem nie odpowiem sobie na to pytanie :)



 


Teraz przejdę do czegoś, co zastanawiało mnie od początku. Mianowicie chodzi o stroje aktorów. Nie wszystkich, ale dwie postacie bardzo mnie zaintrygowały. Chodzi mi o Kirkora i Pustelnika. Kirkor był przebrany za metalowca, a Pustelnik - za księdza. Osobiście dostrzegam tu próbę nawiązania do współczesności. W jakim celu? Sądzę, że ma to służyć pokazaniu, że Balladyna to historia ponad czasowa.

Podsumowując sztuka nie jest zła, ma ciekawe momenty, scenografia jest wykonana w ciekawy sposób.... Ale cały efekt psuje konwencja żywoplanowo-lalkowa. Jeśli jednak będziecie kiedyś w Olsztynie - warto wybrać się do Teatru Lalek i samemu ocenić sztukę.