Autor: Clive Staples Lewis
Cykl: Opowieści z Narnii (tom 7)
Wydawnictwo: Media Rodzina
Tytuł oryginału: The Last Battle
Data wydania: 2008 (data przybliżona)
Data wydania: 2008 (data przybliżona)
Na początku może nam się wydawać, że to bajka dla dzieci:
gadające zwierzęta, driady, satyry i ludzie z naszego świata, którzy trafiają
tam w niezwykły sposób. A to przez szafę, stacje metra, obraz… Uwierzcie mi –
im dalsze części tym dziwniejsze sposoby. Na pewno kojarzycie 3 pierwsze
części, ponieważ zostały zekranizowane. Szkoda, że poprzestali na tych trzech,
bo czwarta należy do mojej ulubionej.. Ale nie o niej mowa! Skupmy się na „Ostatniej
bitwie”. Tym razem cała historia zaczyna się od zwierzaków – małpy Krętacza i
osiołka Łamigłówka. Właśnie przez te mniej lub bardziej sympatyczne zwierzątka
zostajemy wprowadzeni po raz ostatni już do magicznego świata. Nasi ludzcy
przyjaciele – Julia i Eustachy – pojawiają się dopiero później, kiedy cała
sprawa przyjmuje nieciekawy obrót. Jak już wspominałam całość wygląda jak bajka
dla dzieci. W swoim wydaniu mam nawet obrazki! Jednak jeśli jakieś dziecko (dajmy
przedział 7-12 lat) zrozumie o co tak
naprawdę chodzi w tej książce to chylę czoła. Nie jest to prosta historia. Nie
chodzi tu wcale o zawiłość fabuły, ale o ukryty metaforyczny sens, przesłanie
zawarte między wierszami. C.S. Lewis jest geniuszem, który przenosi do świata
bajki niezwykłe ideały, poglądy na życie, nie nadając im niezrozumiałego
filozoficznego tonu. Nie zdradzę wam ich,
bo jeśli sięgniecie po tą książkę (nie pożałujecie) to będziecie zdziwieni jakie
to wszystko oczywiste. A przy tym odkryjecie jak bardzo Narnia to nasz świat.
Kiedy przeczytałam tą serię po raz pierwszy właśnie tak myślałam – że tam jest
lepiej.Od kiedy pamiętam chciałam się tam znaleźć. Pierwszą część przeczytałam w wieku 7 lat i do tej pory uwielbiam wszystkie książki, mam do nich ogromny sentyment. Jednak teraz wiem, ze wszystko zależy od osób jakie nas otaczają, od
ludzi z którymi żyjemy. Każdy z nas może mieć swoją Narnie, nawet teraz. Ale
nie będzie ona idealna, ponieważ nie umiemy jeszcze „dalej wzwyż i dalej w głąb!”. To możliwe jest tylko w tej
PRAWDZIWEJ Narnii, która wierzcie lub nie istnieje. Po prostu trzeba ją
znaleźć. Tymczasem pozostaje wam zapoznać się z możliwymi metodami dostani się do
niej (odsyłam do książek).
Powiem wam jeszcze tylko, że nie pamiętam aby tak bardzo
zasmucił mnie koniec jakieś serii. Tym bardziej, że „Ostatnia bitwa” kończy się
dosyć optymistycznie. Ponownie spotykamy dawnych znajomych jak Pan Tumnus czy
Ryczypisk, odkrywamy jeszcze większe Narnijskie piękno, możemy cieszyć się z bohaterami.
Mimo wszystko jeszcze nigdy tak bardzo nie płakałam. Nie jestem pewna czy były
to łzy smutku czy radości. Myślę, ze jedno i drugie. Z jednej strony smutek, ze
to już koniec, a z drugiej – cieszyłam się razem z bohaterami. Jedno jest
pewne, jest to bardzo piękna i emocjonalna książka. Emocje nie wybuchają gwałtownie,
ale powoli się w nas rodzą, nawarstwiają, tak że na końcu każdy będzie musiał
dać im w jakiś sposób upust. Zmusić czytelnika do takich odczuć potrafi tylko
prawdziwy mistrz, którym bez wątpienia jest Pan Lewis. Bajka dla dzieci? Czemu
nie… Jednak ta historia zachwyci was w każdym wieku.
Zamówiłem wczoraj cały komplet "Opowieści z Narnii"... pokochałem Narnie odkąd po raz pierwszy miałem z nią styczność w podstawówce mam nadzieje, że kolejne tomy mnie również nie zawiodą :)))
OdpowiedzUsuń