środa, 3 czerwca 2015

Miłość i fizyka we wszystkich odsłonach - recenzja książki 'Will Grayson, Will Grayson"

Autor:
tytuł oryginału: Will Grayson, Will Grayson
wydawnictwo: Bukowy Las
data wydania: 4 marca 2015

Staram się tego nie robić, ale muszę zdradzić wam bardzo ważną rzecz dotyczącą fabuły. Głównym tematem jest miłość, ale nie taka jak wszystkim się wydaje. Miłość inna i w pewien sposób zaskakująca, która staje się nie do wytrzymania...

Pewnego zimnego wieczoru w Chicago przecinają się ścieżki dwóch Willów Graysonów. Nazywają się tak samo, ale do tej chwili żyli w zupełnie różnych światach. Teraz ich życie rusza w całkiem nowym i nieoczekiwanym kierunku. Po drodze jest miejsce na przyjaźń i miłość, muzykę i futbol, a emocjonalna plątanina znajduje kulminację w najbardziej szalonym i spektakularnym musicalu, jaki kiedykolwiek wystawiono na deskach licealnych scen.

I jak w życiu prywatnym, na co dzień jest mi to obojętne, tak uważam że nie jest to dobry materiał na taką książkę. Mianowicie chodzi o miłość homo, gdzie większość bohaterów tego dzieła jest gejami. Powiedziane prosto z mostu - trudno. Wybaczcie że zabieram wam tą wątpliwą przyjemność odkrywania o czym tak naprawdę książka jest. Bo dla mnie jest właśnie o tym. Tu gej, tam gej, na kolejnej stornie kolejny gej. Nie jest to pierwsza książka w której pojawiają się osoby o innej orientacji. W książkach Cassandry Clare występuje tak dobrze znany (i uwielbiany) paring MALEC. Tu przyznaję się bez bicia, uwielbiam ich! Natomiast w historii o dwóch Willach było tego za dużo. Gdyby jeszcze ich uczucia i emocje były przerzucane trochę bardziej dyskretnie, trochę mniej natarczywie narzucane czytelnikowi nie było by tak źle. Ale zarówno John Green jak i David Levinthan walą prosto z mostu o gejowskich fantazjach. Tolerancja tolerancją, ale uważam że to już lekka przesada.
Co więcej o treści? Na dobrą sprawę nic. Wszystko kręci się wokół Kruchego i jego musicalu, który jak myślicie, o czym jest? Tak! Właśnie o gejach!
Ale, ale - żeby nie było zbyt męsko pojawia się także para hetero za co jestem naprawdę wdzięczna Greenowi. Bo co za dużo to nie zdrowo.
Dlaczego wspominam o fizyce? Niby nie jest to główny temat, raczej poboczny wątek ale bardzo mi się spodobał więc musze o nim wspomnieć. Teoria o żywym i martwym kocie w pudełku. Psychologiczna perełka. Jak fizyki nienawidzę, tak tą teorie wielbię.
Ostro pojechałam po książce, ale niestety taka jest prawda. Narzucanie czytelnikowi stwierdzenia że inne wcale nie znaczy gorsze a wręcz przeciwnie moim zdaniem jest chamskie. Wiadomo, że pisarz zawsze zawrze w pisanej przez siebie historii swoje własne poglądy. O to chodzi w pisaniu! Jednak tym razem naszym autorom został odebrany dar perswazji, a zamiast niego podarowana została bezpośredniość i to w niezłym nadmiarze.
Jednak żeby nie pokazać wam książki wyłącznie w czarnych barwach mam też plusy! Po pierwsze pomysł aby całość przedstawić z perspektywy dwóch osób o tym samym imieniu, ale zupełnie innych osobowościach i preferencjach. Przyznam, że było to dosyć ciekawe. Po drugie chylę czoła przed Davidem Levithanem za formę jego rozdziałów. o co chodzi? już tłumaczę. wszystkie rozdziały davida zostały napisane tylko z małych liter. na początku przyznaję, było to trochę nurzące, ale potem uwielbiałam tą formę! jeszcze nigdy nie spotkałam się z czymś takim.
Na tym jednak pozytywy się kończą. Nie potrafię wam powiedzieć prawie nic o bohaterach. Dlaczego? Tak bardzo denerwowała mnie główna tematyka książki, która przebijała się ciągle między wierszami, że nie mogłam się skupić na osobowościach bohaterów. Jedyne co w miarę zapamiętałam - wszyscy byli wkurzający i nadmiernie przewrażliwieni. Koniec.
Książki nie polecam. Green zawiódł mnie na całej linii, a jeśli chodzi o Levithana... może dam mu jeszcze kiedyś szansę. Jeśli nie macie wyrobionego zdania o homoseksualistach książka pomoże wam je sobie wyrobić. Jeśli macie słaba psychikę - po prostu wam je narzuci. Moim zdaniem historia mocno przekombinowana i na siłę 'młodzieżowa'. Niestety, tym razem jestem na NIE.

5 komentarzy:

  1. Zgadzam się. Zakochałam się w Greenie po przeczytaniu Szukając Alaski i GNW, bo dzięki tym książkom autor pomógł mi odnaleźć siebie. Zawiodłam się na WG,WG, bo w tej powieści narzucony jest sposób, w jaki ma myśleć czytelnik. Nie cierpię, kiedy autorzy robią coś takiego.

    of-books-and-coffee.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Spotkałam się ze stwierdzeniem, że w tej książce motyw homoseksualny jest wręcz przerysowany, a autorzy stworzyli stereotypowych gejów. Ja sama jeszcze książki nie przeczytałam, ale już po pierwszym rozdziale mogę stwierdzić, że nie będzie ona moją ulubioną.

    papierowe-strony

    OdpowiedzUsuń
  3. Znam kilka książek Greena. Mam też tę na półce, ale jeszcze nie czytałam. Okładka jak zawsze bajeczna! Którą książkę autora lubisz najbardziej?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak na razie "GNW" ale przede mną jeszcze "PM" które ponoć są jeszcze lepsze :D

      Usuń
  4. Od jakiegoś czasu przymierzałam się do tej książki, właśnie z uwagi na oryginalną fabułę (i chęć przekonania się, czy aby na pewno jestem tak tolerancyjna, jak myślę). Specjalnie nie czytałam żadnych recenzji, żeby nie być z góry uprzedzoną, ale dla Twojej zrobiłam wyjątek. Jednak, mimo że Ty mówisz "Will Grayson, Will Grayson" nie, ja powiedziałam tak... i wcale nie żałuję.
    Nie mam pojęcia, czy książka przerysowała obraz homoseksualistów, bo żadnego jeszcze nie spotkałam. Ale cóż... ludzie jak ludzie. Ci akurat byli bardziej uczuciowi niż większość naszego społeczeństwa. Mimo że zwykle irytuje mnie taka postawa, tym razem tego nie odczułam.
    Nietypowa orientacja sporej ilości bohaterów tej książki ani trochę nie przeszkadzała mi w dostrzeżeniu ich charakterów. Pod koniec byłam już oswojona z językiem i upodobaniami każdego z nich, i każdego z nich oceniłam, a nawet wszystkich polubiłam.
    W niektórych momentach książki odnajdywałam siebie, bo czy orientacja zmienia ogólne myślenie człowieka? To oczywiste, że nie.
    Nie jest to książka, którą zapamiętam na całe życie, ale na pewno jestem do niej pozytywnie nastawiona. Już od pierwszych stron mi się podobała - ta sentencja taty Graysona o nosie!

    Nominowałam Cię do TAG-u, mam nadzieję, że weźmiesz udział. :))
    http://run-for-something.blogspot.com/2015/06/cuz-i-am-wild-man.html

    OdpowiedzUsuń