tytuł oryginału: Let It Snow
wydawnictwo: Bukowy las
data wydania: 19 listopada 2014
Śnieżyca zamienia małe górskie miasteczko w prawdziwie romantyczne ustronie. A przynajmniej tak się wydaje… Bo przecież przedzieranie się z unieruchomionego pociągu przez mroźne pustkowia zazwyczaj nie kończy się upojnym pocałunkiem z czarującym nieznajomym. I nikt nie oczekuje, że dzięki wyprawie przez metrowe zaspy do Waffle House uda się odkryć uczucie do wieloletniej przyjaciółki. Albo że powrót prawdziwej miłości rozpocznie się od nieprzyzwoicie wczesnej porannej zmiany w Starbucksie. Jednak w śnieżną noc, kiedy działa magia Świąt, zdarzyć może się wszystko…
Książkę dostałam na początku grudnia i od razu zaczęłam ją czytać. Dlaczego wiec recenzję piszę dopiero teraz? Sama nie wiem. Może dlatego, że książka tak naprawdę nie wywarła na mnie szczególnego wrażenia? I chyba jest to prawda. Spodziewałam się czegoś więcej. Czegoś co nie pozwoliłoby mi odkładać książki na dłużej. Teraz nawet nie wiem jak mam wam ja opisać, ponieważ nie przywiązałam do niej wagi... Książka jest lekka, z dawką dobrego humoru (uwielbiam Maureen Johnson!), dużą dawką śniegu i przesłodzonych historii miłosnych. W ten sposób możecie łatwo stwierdzić, że do fanek romansów nie należę.
Historia, która spodobała mi się najbardziej to "Podróż Wigilijna" czyli pierwsze z trzech opowiadań. Śnieżyca, obsesja na punkcie pewnej kolekcji i podróż, która wcale nie okazałą się taka wielką katastrofą. Jeśli do tego dołączymy niezwykły talent pisarki i poczucie humoru wychodzi nam coś niesamowitego! Dla tego jednego opowiadania warto sięgnąć po tą książkę.
Ale tak jak pisałam wcześniej - zawiodłam się. Na kim? Na moim mistrzu. Jeżeli jesteście fanami jakiegoś aktora, piosenkarza czy pisarza, a on zrobi coś głupiego... Myślę, że mnie rozumiecie. John Green raczej się nie popisał. Jego opowiadanie było przeciągane, protekcjonalne (Czirliderki! Muszę je zobaczyć! To wigilijny cud!) i po prostu śmieszne z przymusu.
Jeśli chodzi o ostatnie opowiadanie, którego autorką jest Lauren Myracle - nuda osiągnęła apogeum. Starbucks i miniaturowa świnka z pewnością nie idą ze sobą w parze...
Ani książki specjalnie nie polecam, ale też jej nie odradzam. Jeżeli ktoś ma ochotę trochę odpocząć, a nie lubi bezczynnie siedzieć - ta książka jest dobrym wyjściem :)
Widziałam tę książkę w Lidlu. Zastanawiałam się, czy nie wziąć... i chyba dobrze zrobiłam, że wybrałam pokrapiany krwią kryminał z zardzewiałym toporem w roli głównej. Tak, ja też nie jestem fanką romansów, a przynajmniej nie takich, jakie opisałaś. Co innego takie Love, Rosie. Mimo banalnego wręcz tytułu, nie widzę tam ani grama słodkości. ^_^ Cóż, nie przepadam za harlequinami w czystej postaci.
OdpowiedzUsuńJak tam Sylwester? Żadnego książkowego/zwykłego/jeszcze innego kaca? :>
Twój blog został dodany do Magicznej Przystani Blogów.
OdpowiedzUsuńhttp://magicznaprzystanblogowelfik.blogspot.com/p/recenzje-ksiazek.html
Pozdrawiam serdecznie :)
Elfik Book