Cykl: Pieśń Lodu i Ognia (tom 2)
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Tytuł oryginału: Clash of Kings
Data wydania: 27 marca 2012
Żelazny Tron jednoczył Zachodnie Królestwa aż do śmierci ostatniego króla. Wdowa jednak zdradziła królewskie ideały, a bracia wszczęli wojnę. Zresztą w każdym z królestw, od Smoczej Wyspy po Koniec Burzy, dawni wasale Żelaznego Tronu ogłaszają się królami. Pewnego dnia z Cytadeli przylatuje biały kruk, przynosząc zapowiedź końca lata, jakie pamiętali żyjący ludzie. Najgroźniejszym wrogiem dla wszystkich bez wyjątku może okazać się nadciągająca zima...
Kiedy skończyłam czytać pierwszą część od razu leciałam do biblioteki po następną. Byłam tak oczarowana światem wykreowanym przez Pana Martina, że chciałam poznać dalsze losy bohaterów tej historii. Zaczęłam czytać. Czytała, czytałam i jakoś chęć odkrycia ich życia (lub też śmierci) jakoś się ulotniła. Nie przestraszyła mnie grubość książki, tym razem wiem to na pewno - tyle stron już mi nie straszne! Myślę, że to przez nowych bohaterów którzy nagle dostali własne 'rozdziały'. W poprzedniej części nie było tych osób wcale, albo były mało ważne. Poco mi wiedzieć czym zaszczycił się cebulowy rycerze, kiedy Jon jest na murze, Tyrion jest nananana tego wam nie powiem. No krótko mówiąc nie polubiłam nowych bohaterów. Gdyby swój rozdział dostał Joffrey, z chęcią bym się dowiedziała co siedzi w tej jego chorej główce. Ale nie jakiś giermek pomimo, że nieźle nabroił na północy! Tak, trupów też było sporo, chyba nawet więcej niż w pierwszej części, ale nie zginął nikt szczególny. Przynajmniej według mnie. Co do 'tytułu' recenzji... Ja chcę więcej Jona Snowa! Zdecydowanie! Mur to mur... ale Nawiedzany Las to już coś innego. "Myszy" coraz więcej i coraz bliżej, a nasz bękart ma niby tylko usługiwać Staremu Niedźwiedziowi?! Nic z tych rzeczy moi mili! Czuję, że Jon będzie bohaterem... Jeśli chodzi o sam styl p. Martina to nie zmienił się. Nadal zaskakuję i wciąga co uratowało tą książkę. Kilka razy miałam ochotę zacząć czytać coś innego, ale wiedziałam, ze wtedy wszystko mi się pomiesza... No więc czytałam dalej. Przyznam, że męczyłam się mniej więcej do połowy, ale potem poszło już z górki. Bohaterowie i ich działania stały się bardziej wyraziste i sprecyzowane, wreszcie większość z nich ujawniła swoje cele. Opis Domu Nieśmiertelnych i podróż Daenerys czytałam kilka razy, ale nie dlatego że nic nie rozumiałam, ale dlatego że tak bardzo się w nim zakochałam! Po raz kolejny wciągnął mnie świat lordów, rycerzy i Dohtraków. Mogłam (i nadal mogę) gadać o tym wszystkim przez cały dzień a i tak nie miałabym dość. W przeciwieństwie do mojej rodziny... Trudno, wy musicie teraz naczytać się za nich! Zastanawiam się czy jest coś jeszcze co przeszkadzało mi w czytaniu lub mnie nudziło... Wydaje mi się, że oprócz bohaterów miałam dość opisów bitew i wielkiej wojny na koniec. Ja rozumiem ze trzeba napisać kto zginął, kto przeżył, może jakieś uszczerbki na zdrowiu, co było zdobyte, co stracili. Ale jeśli mam o tym czytać przez kilka rozdziałów, u prawie każdego z bohaterów to szlak mnie trafia! Jednak taktyka wojenna to nie jest moja mocna strona, nawet jeśli mam tylko przyglądać się głównemu dowódcy.
Czy wrócę do Pieśni Lodu i Ognia? Oczywiście! Nadal jest w mojej głowie tyle pytań, tyle wymyślonych dalszych losów bohaterów że muszę się dowiedzieć czy choć trochę rozgryzłam Martina. Znając życie zaskoczy mnie jeszcze nie raz...
Mnie jakoś nie ciągnie do książek Martina, jeszcze może do tego nie dorosłam :D
OdpowiedzUsuńW Nawałnicy Mieczy jest więcej Jona! :D Ale naprawdę warto przeczytać dalsze części.
OdpowiedzUsuń